„Czy pamiętasz Panie Boże, nad Wołyniem łunę krwawą i ten krzyk z płonącej chaty mordowanych przez sąsiadów? Chyba byłeś w tamtej porze, gdzieś po innej stronie świata, bo byś pewnie się zasmucił i przystaną i zapłakał…” śpiewa w balladzie „Wołyń 1943” Lech Makowiecki.
Ludobójstwo dokonane przez Ukraińców na Polakach z Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej pochłonęło życie około 200 tysięcy naszych rodaków. Pamięć o tych zbrodniach jest szczególnie żywa w mojej rodzinie, zapewne dlatego, że siostra prababci stała się jedną z Ofiar ludobójstwa. Pola Podkul, bo o niej mowa, na wiele lat przed wojną, opuściła ziemię krośnieńską i wyjechała do województwa wołyńskiego. Tam wyszła za mąż za Ukraińca i założyła z nim rodzinę. W tamtym okresie takie „mieszane” małżeństwa nie były niczym wyjątkowym. W roku 1943, ogarnięci chorą, nacjonalistyczną ideologią Ukraińcy, zaczęli mordować nie tylko własnych sąsiadów, ale także członków rodziny pochodzenia polskiego. Z rąk własnego męża zginęła właśnie moja ciocia Pola, o czym w liście do prababci Katarzyny napisał syn zamordowanej, Jasiu. Do dziś w rodzinnych opowieściach, niczym brzytwa, przewijają się bolesne słowa z listu przerażonego chłopca: „Tata zarezał mamę”. Dobór słów użytych przez Jasia nie był przypadkowy. Zwierzęce czyny Ukraińców poprzedzane bowiem były okrzykiem: „Urra! Urra! Rezać Lachy” co oznaczało ni mniej ni więcej jak „wyżynać Polaków/ciąć Polaków”.
Zachęcam do wsłuchania się w niezwykle głęboką treść zamieszczonego poniżej utworu Lecha Makowieckiego. Głębia słów, stanowiąca swoistą relację z rzezi wołyńskiej, powinna poruszyć serce każdego Polaka. Utwór ten i wpis dedykuję pamięci cioci Poli i wszystkich Ofiar ukraińskiego ludobójstwa.
Grzegorz Nieradka