Po objęciu stanowiska szefa kampanii internetowej Prawa i Sprawiedliwości w okręgu nr 22, Grzegorz Nieradka udzielił obszernego wywiadu dla portalu pressmania.pl Zapraszamy do przeczytania!
Możliwość wymiany poglądów jest esencją wolności słowa i tym, co w dobrze rozumianej demokracji najcenniejsze. Oglądając telewizję lub słuchając radia w sposób konwencjonalny, czyli przy pomocy odbiorników, możemy się z czymś zgadzać lub nie, ale nasza opinia pozostanie w czterech ścianach naszego domu. Nad przestrzenią internetową nikt nie jest w stanie całkowicie zapanować. Możliwość kontroli jest również ograniczona. Próby cenzurowania internetu podjął się, były już premier, Donald Tusk, a jak to się skończyło, wszyscy doskonale wiemy – mówi Grzegorz Nieradka w wywiadzie dla portalu Pressmania.pl. Zapytany, jak zjednać internautów odpowiada Małgorzacie Kupiszewskiej: -Trzeba być autentycznym i szczerym. Internauci mają doskonałą pamięć. Pamiętają, co dany polityk powiedział, co obiecał i z czego się nie wywiązał. Internet to największe na świecie archiwum, z którego internauci nie wahają się czerpać.
Małgorzata Kupiszewska: Zaproszenie do sztabu wyborczego PiS, by odpowiadać za koordynowanie wyborów w Internecie to dowód wielkiego zaufania. Od jak dawna jest Pan ze światem Internetu za „pan brat”?
Grzegorz Nieradka: – Swój profil na facebooku założyłem w 2010 roku, zamieściłem tam kilka informacji, po czym przez kolejne dwa lata tylko sporadycznie korzystałem z tej formy kontaktu z ludźmi. Swoją pierwszą pocztę elektroniczną założyłem będąc jeszcze w gimnazjum. Wcześniej były takie komunikatory jak Gadu Gadu, ale czy ktoś jeszcze o nich pamięta? W 2012 roku na dobre zaangażowałem się w sprawy społeczne, byłem wówczas na drugim roku studiów. Gdy wraz z grupą przyjaciół postanowiliśmy stworzyć miejski portal w Krakowie zrozumiałem, że internet jest ogromną przestrzenią, w której znajdzie się miejsce dla każdego. Zainteresowałem się tą dziedziną również od strony technicznej. Obecnie prowadzę kilka fanpage’ów, na których promuję treści ważne z punku wiedzenia wspólnoty narodowej. Moje zaangażowanie w internecie dostrzegła grupa sztabowców Prawa i Sprawiedliwości i po dokonaniu weryfikacji otrzymałem propozycję współpracy.
Przecież dopiero niedawno, w czerwcu tego roku, zdążył Pan obronić pracę magisterską. W partii PiS stawia się na młodych?
– Tak, to było 30 czerwca tego roku. Jednak Prawo i Sprawiedliwość postawiło na mnie dużo wcześniej. Od 2011 roku jestem przewodniczącym Forum Młodych Prawa i Sprawiedliwości w powiecie krośnieńskim, a od 2014 roku Radnym Rady Miejskiej w Iwoniczu-Zdroju. Gdy powołaliśmy do życia Klub Radnych zostałem członkiem prezydium i sekretarzem Klubu. Do dowód, że w partii Jarosława Kaczyńskiego jest miejsce dla młodych, aktywnych ludzi, z silnym kręgosłupem moralnym. Przecież mam dopiero 24 lata, a reprezentowałem na licznych uroczystościach takich wspaniałych ludzi jak Poseł Piotr Babinetz oraz ówczesny Poseł Andrzej Duda. W 2011 roku po raz pierwszy spotkałem się w Warszawie z prezesem Jarosławem Kaczyńskim podczas ogólnopolskiej konferencji Forum Młodych Prawa i Sprawiedliwości. Doskonale pamiętam ten dzień, bo to był dzień moich urodzin.
You tube, Facebook, Twitter to dzisiaj V władza. Można tak powiedzieć?
– Oczywiście, że tak. A nawet więcej. Wśród młodych ludzi to jest już IV władza, bo Internet zastąpił już niemal całkowicie media konwencjonalne. Oczywiście nie można ich zupełnie pomijać, bo ich oddziaływanie na ludzi w średnim wieku oraz starszych jest wciąż zastraszająco wysokie, ale to również się zmienia. Wystarczy spojrzeć na statystyki. Wśród młodych wyborców zwyciężają albo partie antysystemowe albo te, które mają naprawdę coś wartościowego do zaoferowania. Mit moherowych beretów głosujących na Prawo i Sprawiedliwość już dawno został obalony. Andrzej Duda zdecydowanie zwyciężył wśród młodych wyborców. A pomógł internet i słynne już selfie (śmiech).
W tradycyjnych mediach łatwiej coś ukryć. Internet szybko obnaża. Dlaczego tak się to dzieje?
– Największą siłą internetu jest właśnie jawność. Tutaj każdy może zamieścić komentarz pod interesującym go materiałem. Można wyrazić swoją opinię, a do tej opinii dostęp ma każdy. To zachęca innych internautów do aktywności. Możliwość wymiany poglądów jest esencją wolności słowa i tym, co w dobrze rozumianej demokracji najcenniejsze. Oglądając telewizję lub słuchając radia w sposób konwencjonalny, czyli przy pomocy odbiorników, możemy się z czymś zgadzać lub nie, ale nasza opinia pozostanie w czterech ścianach naszego domu. Nad przestrzenią internetową nikt nie jest w stanie całkowicie zapanować. Możliwość kontroli jest również ograniczona. Próby cenzurowania internetu podjął się, były już premier, Donald Tusk, a jak to się skończyło, wszyscy doskonale wiemy.
Wygrana prezydenta Andrzeja Dudy to zasługa m.in. tego, że znał media społecznościowe, Twittera prowadził samodzielnie, brał udział w tweet-upie z dziennikarzami. Co trzeba robić, by zjednać przychylność internautów?
– Trzeba być autentycznym i szczerym. Internauci mają doskonałą pamięć. Pamiętają, co dany polityk powiedział, co obiecał i z czego się nie wywiązał. Internet to największe na świecie archiwum, z którego internauci nie wahają się czerpać. Andrzej Duda zaliczany jest do nowego pokolenia polityków. Tak jak Pani wspomniała, samodzielnie prowadzi Twittera, ma również prywatne konto na facebooku, inne niż znany fanpage z kampanii wyborczej, który stanowi oficjalny profil Prezydenta. Andrzej Duda okazał się być bardziej wiarygodnym dla internautów. Internet nie lubi sztuczności, która tak jaskrawie przebija z ekranu telewizora. To proste. Z jednej strony mieliśmy do czynienia z politykiem o pokolenie starszym, któremu współpracownicy prowadzili Twittera – nawiasem mówiąc w sposób nieudolny, z licznymi wpadkami – z drugiej natomiast młodego i wiarygodnego człowieka. Internauci po prostu uznali, że Andrzej Duda jest jednym z nich.
Selfie, blogsfera, infografiki,klipy video, rozmowy z internautami przed I turą to była zupełna nowość w kampanii PiS-u. Materiały sztabu trafiały w społeczne emocje?
– Prawo i Sprawiedliwość przeprowadziło kampanię w sposób do tej pory niespotykany w Polsce. Ten słynny już „amerykański styl” przyniósł spodziewane rezultaty. Wielki szacunek należy oddać tutaj Jarosławowi Kaczyńskiemu, który całkowicie zaufał sztabowcom, często ludziom młodym, pełnym zapału, energii i znakomitych pomysłów. Postanowił nie wtrącać się do kampanii. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że w takim stylu prowadzenia kampanii odnajdzie się tylko młody kandydat. Selfie, infografiki, klipy video to materiał, który łatwo dociera do ludzi. Zastępuje on tradycyjne wiadomości podawane w radio lub telewizji. Zastępuje też jałowe spory toczone przez polityków w programach publicystycznych. Internauci czekali na lekki i czytelny przekaz – i otrzymali go.
Internet ma swoją dynamikę, energię, najlepiej „żrą” rzeczy kontrowersyjne. A mimo to prezydent Andrzej Duda wygrał przekazem pozytywnym. Co pomogło w wygranej?
– Polacy są już zmęczeni negatywną kampanią. Apogeum tych złych emocji nastąpiło w 2010 i 2011 roku. Wtedy Platforma Obywatelska dokonała zamachu na przyzwoitość i przekroczyła wszelkie granice, w których powinna zawierać się kampania wyborcza w demokratycznym kraju. Wtedy to jeszcze działało. Tę samą strategię „straszenia PiS-em” zastosowali sztabowcy Bronisława Komorowskiego. Wygrażanie pięścią, próba utożsamienia Andrzeja Dudy z Jarosławem Kaczyńskim lub Antonim Macierewiczem nie przyniosła efektu, choć mogła. Gdyby Andrzej Duda pozwolił się wciągnąć w negatywną kampanię, wynik wyborów mógłby być zupełnie inny. Prawo i Sprawiedliwość postanowiło jednak robić swoje i nie zważać na brudną kampanię przeciwnika. Polacy to docenili i dziś mamy najmłodszego na świecie, znakomicie zapowiadającego się Prezydenta.
Żyjemy w czasach marketingu treści, ciekawej treści. Nie ma już miejsca dla klasycznej reklamy?
– To zależy, do jakiej grupy odbiorców chcemy dotrzeć. Era klasycznych reklam zakończyła się kilka lat temu, ale to nie oznacza, że nie wróci. W tej chwili obserwujemy swoisty przerost formy nad treścią, bo o to przecież chodzi w każdej reklamie. W mojej opinii obserwujemy pewien przesyt rynku nowymi trendami, a to jest szansa na powrót do klasyki. Odnosząc to pytanie do świata polityki i kampanii wyborczej, znów zaczyna zwyciężać wiarygodność i autentyczność kandydatów. To dobry objaw. A naszym zadaniem jest te cechy wydobyć i pokazać obywatelom.
Po wygranej Andrzeja Dudy wielu zobaczyło, że z PiS-u zostało zdjęte odium partii „zacofanych moherów”. Tak naprawdę zauważyło się zmianę pokoleniową, zmianę jakościową, którą stanowią młodzi rocznik 90?
– Dokładnie tak, mówiłem już o tym. Mit moherowych beretów został całkowicie obalony. Dziś wnuczek nie chowa już dowodu babci, ale razem z nią idzie na wybory. Co ciekawe, głosują tak samo. Problem pojawia się w pokoleniu ludzi w średnim wieku. Tutaj jest wiele do zrobienia. Zmiana pokoleniowa, która nastąpiła w Prawie i Sprawiedliwości została nie tylko dostrzeżona, ale przede wszystkim doceniona. Mamy młodego Prezydenta, niebawem będziemy mieć młodą panią premier, co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Ludzie to widzą. Oponentom natomiast wytrąciliśmy broń z ręki, bo argument „ten zły Kaczyński” przestał działać.
Internet to domena ludzi chcących w nowoczesny sposób czerpać informacje?
– Nie tyle czerpanie informacji w sposób nowoczesny jest celem, najważniejsze jest, aby informacja była po prostu prawdziwa. Sposób jej prezentacji nie jest najistotniejszy, choć trafienie z przekazem w sposób, jaki oczekują odbiorcy jest wielką sztuką i wymaga bieżącej obserwacji i wieloletniej praktyki. Musimy stać się uczestnikami zdarzeń, aby kreować otaczającą nas rzeczywistość. W internecie „obliczenia statystyczne” po prostu się nie sprawdzają.
Pan Paweł Szefernaker, szef Forum Młodych PiS-u, był odpowiedzialny za kampanię Andrzeja Dudy w Internecie. Sztab wykazał się w kampanii dużą znajomością Internetu, monitorowaniem przekazu w sieci. Czym Pan będzie się zajmował w sztabie wyborczym PiS-u?
– Przede wszystkim będę koordynował przekaz naszych kandydatów do Sejmu i Senatu Rzeczypospolitej Polskiej. Każdy kandydat jest inny, każdy chce dotrzeć do wyborców w autorski, oryginalny sposób. Moim zadaniem jest zadbanie o jasność przekazu. Wszyscy nasi kandydaci idą do tych wyborów z programem Prawa i Sprawiedliwości i wspólnym celem: by ten program zrealizować. Wspólnie tworzymy drużynę, którą ja żartobliwie nazywam kadrą narodową. Zwycięstwo tej narodowej drużyny nie jest jednak celem samym w sobie. Zwycięstwo daje nam bowiem narzędzia niezbędne do realizacji wyborczych obietnic złożonych nie tylko przez Beatę Szydło, ale również Andrzeja Dudę. Sprawny rząd, dobry prezydent i zorganizowane społeczeństwo obywatelskie to nasz przepis na sukces dla Polski.
Dnia 28 stycznia 2014 roku reprezentował Pan Posła na Sejm RP, dr. Andrzeja Dudę, podczas noworocznego spotkania środowisk patriotycznych z udziałem Marszałka Sejmu w latach 2005-2007 Marka Jurka, zorganizowanego przez Prawicę Rzeczypospolitej w Krakowie. Jak do tego doszło?
– Sprawa była dość prosta. Pan Poseł Duda był tego dnia poza Krakowem na umówionym znacznie wcześniej spotkaniu. Znaliśmy się już wtedy od blisko dwóch lat. Razem zakładaliśmy Stowarzyszenie im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Krakowie, organizowaliśmy spotkania z mieszkańcami Krakowa oraz duże uroczystości rocznicowe pogrzebu Pary Prezydenckiej na Wawelu. Pan Poseł widocznie uznał, że nie przyniosę mu wstydu i będę go godnie reprezentował (śmiech). Zgodziłem się. Spotkanie było bardzo udane, moje wystąpienie zostało przyjęte z dużym uznaniem a Pan Poseł otrzymał nawet pisemne podziękowanie. Dziś razem z Prawicą RP Marka Jurka, Polską Razem Jarosława Gowina i Solidarną Polską Zbigniewa Ziobry idziemy do zwycięstwa. Razem.
Zasłynął Pan dwukrotnie ze zorganizowania w krakowskim Parku im. doktora Henryka Jordana Obywatelskiej Warty Honorowej: dla Danuty Siedzikówny „Inki” przy zdewastowanym popiersiu bohaterki i pomnika płk. Ryszarda Kuklińskiego. Pańskie słowa: „Żołnierz, gdy staje na warcie, czyni to z obowiązku, bo taki miał rozkaz. My nie czynimy tego z obowiązku, lecz z poczucia obowiązku” cytowane były we wszystkich mediach. Kto Pana tego nauczył?
– Danuta Siedzikówna „Inka” to wielki symbol dla młodego pokolenia Polaków. Wolała oddać swoje życie niż zdradzić. Gdy dowiedziałem się o dewastacji w parku Jordana, coś we mnie pękło. Natychmiast zredagowałem list do mieszkańców Krakowa, w którym wezwałem do zaciągnięcia warty honorowej przy zdewastowanym popiersiu Inki. Na mój apel odpowiedziało ponad sto osób, a wśród nich parlamentarzysta Stanisław Pięta, krakowscy radni, artyści, nauczyciele akademiccy i zwykli mieszkańcy. Wkrótce o naszej wspólnej akcji napisały niemal wszystkie polskie media, a obraz zniszczonego popiersia bohaterki obiegł cały kraj. To, co udało się wówczas osiągnąć, to wzrost zainteresowania samą postacią Inki, która zaczęła inspirować szerokie kręgi młodzieży. Podobnie było w przypadku popiersia płk Kuklińskiego. Tutaj akt dewastacji nie był jednak pierwszym tego typu haniebnym zdarzeniem. Tym razem jednak nie mogliśmy nie zareagować. Pyta Pani, kto mnie tego nauczył… Na wyrobienie postawy patriotycznej nakłada się szereg czynników. Pierwszym i podstawowym jest rodzina. Jestem wnukiem żołnierza Armii Krajowej, który walczył nie tylko z niemieckim i sowieckim okupantem, ale także z Urzędem Bezpieczeństwa już po zakończeniu wojny. Dziadkowi udało się szczęśliwie zbiec z obławy zorganizowanej przez UB w okolicach Stalowej Woli. Niestety zmarł, gdy ja miałem niespełna dwa lata. Jego syn, a mój tata po zakończeniu dwuletniej służby wojskowej otrzymał propozycję wstąpienia do milicji. Kategorycznie odmówił i natychmiast zapisał się do „Solidarności”. Mama w latach 1986/87 pracowała, jako dietetyk na oddziale kardiochirurgii w Ośrodku Kardiologii w Zabrzu, a jej bezpośrednim szefem był prof. Zbigniew Religa, od którego wiele się nauczyła. Wujkowie mojej babci walczyli, jeden pod Monte Cassino, drugi zginał w walce z Niemcami w Wielkiej Brytanii. Ta rodzinna legenda, na której się wychowałem oraz patriotyzm dnia codziennego stały się zasadniczym budulcem mojej postawy. Nie sposób pominąć oddziaływania szkoły i Kościoła. Wpływ tych trzech elementów zdecydował o tym, kim dzisiaj jestem.
Jest Pan popularyzatorem wiedzy o Żołnierzach Wyklętych. Wraz z Zespołem Szkół im. rtm. Witolda Pileckiego, dnia 1 marca 2015 roku zorganizował Pan w Iwoniczu obchody Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych i wystawę poświęconą rotmistrzowi Witoldowi Pileckiemu. Z jakim przyjęciem u młodzieży spotkało się to wydarzenie?
– Warto zaznaczyć, że były to pierwsze w Iwoniczu tak duże uroczystości poświęcone Żołnierzom Wyklętym, stąd miałem pewne obawy, co do zaangażowania młodych ludzi w organizację i sam udział. Obawy okazały się jednak bezpodstawne. Młodzi ludzie są wspaniali, a gdy dodamy do tego dobrych nauczycieli, to można naprawdę wiele zrobić. Muszę wspomnieć w tym miejscu dyrektora Zespołu Szkół im. rtm Witolda Pileckiego w Iwoniczu, Pana Zbigniewa Nogę-Krzyżanowskiego. Kilka dni temu z wielkim bólem i żalem pożegnaliśmy go. Ta nagła i przedwczesna śmierć pokazała, że działać trzeba tu i teraz. Przy okazji organizacji Narodowego Dnia Pamięci spotkałem się z wielką życzliwością pana dyrektora, który sam zajął się odnalezieniem grupy uczniów i nauczycieli, którzy przygotowaliby część artystyczną obchodów. Program był niezwykle wzruszający, a młodzież, mimo trwającego roku szkolnego, wykazała się ogromnym zaangażowaniem. Pamiętajmy, że 1 marca wypadł w tym roku w niedzielę i uczniowie z różnych miejscowości musieli dotrzeć na uroczystości. Ale zachowali się jak trzeba. Udowodnili, że godni są patrona swojej szkoły. Mam wielką nadzieję, że w przyszłym roku znów uda nam się wspólnie uczcić Bohaterów Podziemia Niepodległościowego, a pan dyrektor Krzyżanowski będzie nas wspierał z góry.
Życzę Panu siły, jaką miał Rotmistrz. I jego niezłomnej wiary. Proszę nie zapominać o testamencie Rotmistrza. On się z nim nigdy nie rozstawał. Dziękuję za rozmowę.
– To piękne życzenia. Traktuję je jako zobowiązanie. Dziękuję!